Drożeje drastycznie prąd, węgiel, pellet. To dobry moment na inwestycje w instalacje fotowoltaiczne – uważa doradca energetyczny AS Energy.
Po zawirowaniach związanych z wprowadzeniem nowego systemu rozliczania sprzedaży energii z fotowoltaiki znowu wzrasta zainteresowanie instalacjami PV. Z czym to jest związane?
Przede wszystkim ze wzrostami cen energii – na początku 2022 r. średnio o 24 proc. dla gospodarstw domowych i nawet o kilkaset procent dla firm i instytucji. Tym bardziej, że jak powiedział 12 lipca w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” prezes URE Rafał Gawin, w 2023 r. spodziewa się co najmniej kilkudziesięcioprocentowych podwyżek cen energii elektrycznej w zatwierdzanych taryfach. W liście szefa URE, który skierował 6 czerwca do minister klimatu i środowiska Anny Moskwy, premiera Mateusza Morawieckiego i kilku innych członków rządu, poraża informacja, że taryfy dla energii elektrycznej dla gospodarstw domowych mogą w 2023 r. wzrosnąć o co najmniej 180 proc.! Kiedy dziennikarze weryfikowali to później u rzeczniczki URE, ta wyjaśniła, że „przy założeniu wzrostu ceny prądu np. o 180 proc., rachunek odbiorcy (przy niezmienionej jego części dystrybucyjnej) wzrósłby o ok. 90 proc.”.
Ale problem mają także gospodarstwa używające do ogrzewania pieców węglowych i pelletu. Jeśli zużywa się do ogrzania domu 4 tony węgla rocznie, to cena wzrosła z 4 tys. do 12 tys. zł obecnie. Podobnie jest z pelletem.
Tak, pewnie dopłata 3 tys. zł do pieców węglowych powstrzyma na chwilę to zjawisko, ale coraz częściej gospodarstwa używające do ogrzewania węgla i pelletu przechodzą na pompy ciepła wspomagane fotowoltaiką, bo jest to po prostu tańsze.
W roku wyborczym rząd raczej nie zdecyduje się na tak drastyczne podwyżki cen energii…
Jednak i tak będą one nawet 50 proc. jak obliczył Instrat, think-tank zajmujący się doradztwem w zakresie m.in. energii i środowiska. Ale nawet jeżeli rząd zadba o gospodarstwa domowe, nie będzie to miało wpływu na taryfy dla większych odbiorców, którzy rozliczają się w oparciu o ceny giełdowe. To m.in. firmy, jednostki samorządu, szpitale, szkoły czy przedszkola.
I teraz wypada postawić kultowe pytanie „Jak żyć, panie premierze?”
Odpowiedź będzie całkiem serio – tylko inwestycje w fotowoltaikę i energetykę wiatrową, choć w tym drugim przypadku nadal obowiązuje ustawa blokująca ich rozwój, mogą nas uchronić przed brakami prądu i drożyzną. Oczywiście jest to również kwestia zmiany mixu energetycznego w całym kraju i dużo bardziej świadomego podejścia do zakupu energii w firmach, ale skupmy się może na tym, co możemy zrobić szybciej i samodzielnie. Standardem staje się np. budowanie instalacji fotowoltaicznych w nowych obiektach biurowych lub przemysłowych. Dzięki takiemu rozwiązaniu firma jest bardziej niezależna energetycznie, w dodatku jest to opłacalne przy olbrzymich kosztach prądu dla spółek.
Ale nowy system rozliczeń dla gospodarstw domowych już nie jest tak korzystny jak dawniej?
Nie do końca. Przypomnijmy, że zamiast dawnego systemu net-meteringu obecnie obowiązuje net-billing. Polega on na tym, że prosument sprzedaje energię na zasadach rynkowych i kupuje ją po takich samych stawkach, jak inni odbiorcy. Od 1 lipca 2022 r. do 30 czerwca 2024 r. nadwyżki energii wprowadzone do sieci będą wyceniane według średniej ceny rynkowej energii elektrycznej bazującej na rynku RDN według komunikatów URE z poprzedniego miesiąca kalendarzowego. Od 1 lipca 2024 r. net-billing będzie oparty na rozliczeniu wartości nadwyżek energii elektrycznej wyprodukowanej przez prosumentów z zastosowaniem taryf dynamicznych według cen godzinowych oraz odrębnym rozliczaniu energii wprowadzonej do i pobranej z sieci elektroenergetycznej. I może się okazać, że prosumenci dostaną więcej za prąd oddany do sieci niż za ten, który muszą kupić. Ceny energii są bardzo dynamiczne, ale nie wykluczałbym, że nowy system może być nawet korzystniejszy niż oddawanie 20 proc. energii za darmo w starym systemie. Jednak generalnie nowe zasady mają zmusić inwestorów do projektowania instalacji na własne potrzeby, żeby nie była ona przewymiarowana i warto o tym pamiętać.
Rząd wyjaśniał, że nowy system ma służyć zmniejszeniu obciążenia sieci przez fotowoltaikę. Zgodnie z danymi systemu ETS, w 2021 r. Polska dostała za sprzedanie uprawnień do emisji CO2 25 mld zł. Szkoda, że tych pieniędzy na wykorzystano na modernizację sieci.
Jak wyliczył Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami, produkując 1000 kWh energii ze słońca, oszczędzamy 812 kg emisji CO2. Dlatego elektryfikacja w transporcie samochodowym, eksperymenty z elektropaliwami, nowoczesne metody produkcji w rolnictwie nie przyniosą zmian w skali globu, jeśli produkcja energii nie będzie bardziej „zielona”. A najtańszym i najszybszym sposobem zmiany mixu energetycznego na świecie jest budowa instalacji PV, zarówno tych mniejszych w gospodarstwach domowych, jak i dużych farm produkujących i sprzedających energię na rynek.
Czy warto poczekać, aż fotowoltaika będzie tańsza? Dzisiaj to jednak duży jednorazowy koszt…
Są pewne sposoby na obniżenie ceny instalacji, np. skorzystanie z programu Mój Prąd 4.0. Zwrot wynosi do 4 tys. zł, a nawet 5 tys. jeśli wnioskodawca będzie rozliczał także pozostałe elementy instalacji przewidziane w programie. Ponadto dofinansowanie magazynu energii wynosi do 7,5 tys. zł, magazynu ciepłej wody użytkowej do 5 tys. i domowego systemu zarządzania energią do 3 tys. W sumie maksymalnie można uzyskać dofinansowanie 20,5 tys. zł, natomiast dzisiaj nie jest to już chyba najważniejsze i wyjaśniam dlaczego.
Może zacznijmy od tego, że taniej już nie będzie. Jeśli przykładowo dwa lata temu moduł kosztował 350 zł, to dziś musimy zapłacić za niego 700 zł, a za dwa lata może to być ponad 1 tys. zł. I nie wynika to z nadmiernej marży producentów i sprzedawców. Po prostu drożeją krzem, aluminium oraz inne metale wykorzystywane w produkcji paneli i generalnie w całej energetyce odnawialnej. Ich zasoby się kurczą i to wpływa na cenę. Nie warto więc czekać, bo taniej nie będzie a tysiące złotych zaoszczędzone rocznie na rachunkach za prąd, będą natychmiast odczuwalne.
Dlatego podszedłbym do tego dzisiaj tak: nie jest ważne, ile dostanę dotacji, nie jest ważne, ile finalnie kosztuje instalacja. Ważne jest, jak szybko mi się zwróci. Każda kWh wyprodukowana w mojej słonecznej elektrowni, to kWh, której nie pobieram z sieci. Dzięki temu oszczędzam nie tylko środowisko, ale także własne pieniądze. Zapłaciłem za coś, co będzie działać co najmniej 25 lat i produkować prąd. Nie muszę więc płacić komuś co miesiąc, że produkuje go dla mnie. Przy aktualnych cenach i nadchodzących podwyżkach bardzo to skraca czas zwrotu inwestycji w fotowoltaikę.
Informacje o AS Energy:
AS Energy to marka działająca na rynku odnawialnych źródeł energii, która oferuje wszystkie potrzebne elementy do montażu instalacji fotowoltaicznej na dachu lub gruncie. Dzięki współpracy ze światowymi liderami sektora energetyki słonecznej (K2, Jinko Solar, Solis, Sharp, Ningbo Austa Solar, Luxor Solar, Tree System, Kaisai) proponuje szeroki wybór komponentów najwyższej jakości. Oferta produktowa skierowana jest do klientów biznesowych: instalatorów, firm wykonawczych, biur projektowych, sklepów oraz hurtowni solarnych.
Więcej informacji na stronie:
www.asenergy.pl
artykuł sponsorowany